Książka na 4 dni międzymiastowych podróży autem, czyli naprawdę niedługa, ale za to niezwykle treściwa.

Jej autorami są właściciele firmy Basecamp, której ludziom z branży IT nie trzeba przestawiać szczególnie że względu na Ruby on Rails. Tym niewtajemniczonym w świat kodu nie tylko binarnego powiem, że pośrednio zawdzięczamy im istnienie Twittera, Airbnb, GitHub, Shopify oraz ponad milion innych aplikacji, które zostały wykorzystane do uruchomienia i prowadzenia dzięki wykorzystaniu pakietu programów Ruby on Rails.

Jason Fried i David Heinemeier Hansson nie są nawet wymienieni na okładce książki.

Ani w środku…

O tym, kto stoi za tekstem dowiedziałam się dopiero, kiedy zaczęłam ją czytać. Nie wiem, co to za zabieg, ale na pewno przeczy powiedzeniu, żeby nie oceniać książki po okładce. Ja robię to notorycznie i póki co w 90% moja taktyka się sprawdza.

Ale skupmy się na treści!

Panowie wprost i bez owijania w bawełnę obnażają absurdy oraz głupotę korporacji i ich nieustanne dążenie do… No właśnie, często nie tyle dążenie, co bezsensowny bieg do absurdalnego celu oraz sztuczną, pompowaną w pracowników motywację kołczów.

Nie mówiąc nic złego wskazują również na start-upy, które często istnieją tylko dzięki nieustannemu pompowaniu w nie obcego kapitału (inwestorów), które bez niego nie mogłyby nawet istnieć, a i tak 90% z nich upada.

Firma Basecamp jest na rynku od ponad 20 lat i od pierwszego miesiąca swojego istnienia przenosi zyski.

Autorzy obalają mnóstwo absurdalnych zasad wyznawanych przez korpo i jak mantrę wpajanych nam przez wyrastających jak grzyby po deszczu pseudo-coachów. Te, które najbardziej zapadły mi w pamięci to

– konieczność nieustannego rozwijania firmy i zwiększania wszystkich jej wskaźników

Oby tylko wszystko rosło!

Po co?

Nikt nie wie, ale ktoś powiedział, że ma rosnąć, więc wszyscy biegną, żeby to osiągnąć.

Firma ma dobrze prosperować, to jest ważna, ale nie musi niestanie rosnąć.

Wielu celebrytów udowodniło, że jest coś takiego jak nadmiar pieniędzy, co prowadzi do filantropii.

Nie trzeba nieustannie rozwijać firmy, ani ciągle i za wszelką cenę zwiększać jej przychodów.

W każdej książce do zarządzania powtarza się stwierdzenie, że dużą firmą zarządza się źle i dobrze, jeśli firma jest nie za duża.

To najlepszy dowód na to, że karpo to absurd biznesu.

– potrzeba nieustannego rozwijania się

Nie! Nie trzeba się nieustannie rozwijać. Można po prostu normalnie żyć. Nie trzeba się non stop czegoś uczyć, żeby być w tyle. To jakiś absurd, o którym mówiłam już nie raz, ale wszyscy reagowali na to krzywo na mnie patrząc. Cieszę się, że CEO, od których warto posłuchać, mają takie samo zdanie.

Poza tym zauważyłam, że ludzie, którzy najwięcej gadają o rozwoju i samorozwoju mają ogromne braki wiedzy o umiejętności w wielu dziedzinach. Może więc oni faktycznie tego potrzebują, ale ja nie czuję potrzeby dalszej nauki i rozwoju i bardzo mi z tym relaksująco.

– nie trzeba się z niczym spieszyć i firma nie padnie, jeśli jej pracownicy nie będą pracować po 10-12h dziennie włączając w to weekendy

Pamiętam, kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem przedsiębiorcą właśnie po to, żeby mieć wolność – żeby móc pracować kiedy chcę i gdzie chcę. Wówczas zwolniłam (wcześniej pracując po 14-15h na dobę, co nie było specjalnie trudne mieszkając w biurze. Miałam 8h na sen i resztę na jedzenie oraz czynności w łazience.

Zaczęłam robić sobie wolne dni w środku tygodnia, a z czasem wolne weekendy. I wiesz co? Z tych 5-ciu lat pamiętam tylko te dni, które miałam wolne: czas spędzony że znajomymi, wyjazdy i wycieczki oraz ukochane niedziele w łóżku ze stosikiem książek i owsianką w dużym kubku.

I to jest dla mnie ostatecznym dowodem, że tych dwóch gości ma rację i w tej kwestii.

– spotkania, konferencje i narady oraz nieustanne przeszkadzanie pracownikom w ich zajęciach niszczy efektywność, powoduje frustrację oraz opóźnia pracę całej firmy

Dlaczego nikt nie lubi konferencji, spotkań i narad? Bo 90% osób jest na nich całkiem zbędnych. Nudzi się traci czas, zamiast realizować swoje zadania.

Obowiązkowy udział w takich spotkaniach, będących jednym z tych absurdalnych wymysłów korpo jest głównym powodem stworzenia funkcji wysyłania smsów z telefonów komórkowych oraz uzbrojenie ich w pakiety prostych gier, takich jak np. gra w węża.

Pamiętam, kiedy sama zaczęłam pracę w 8 osobowym korpo (tak jak wspominałam, to dotyczy nie tylko firm z setkami pracowników). Ponieważ reguły dotyczące „przeszkadzania w pracy” były iście korporacyjne, co chwilę ktoś do mnie wpadał, „żebym tylko zrobiła dna niego to, czy tamto, bo on to potrzebuje na już, a mi to zajmie chwilkę”. Takie wpadnięcie do pokoju wiązało się oczywiście z minim kilkoma minutami rozmów ze mną oraz dziewczyną siedzącą przy drugim biurku, co nie sprzyjało koncentracji nad zadaniem.

Zdarzało się, że przez te nieustanne” a zrobisz mi to, czy tamto?” nie starczało mi czasu na własną pracę, więc przy podsumowanie tygodnia wyglądało tak, jakbym nie robiła w pracy nic poza fizycznym w niej siedzeniem.

A szef gdzieś miał to, że robiłam robotę dla innych, jakby nie patrzeć, grając do tej samej bramki.

Autorzy książki świadomie i celowo zrezygnowali z poszerzania zakresu swoich działań i rozwoju firmy i nowe obszary.

Celowo też ograniczyli ilość pracowników, żeby firma lepiej prosperował i żeby łatwiej się nią zarządzało*.

Dzielą się w niej wieloma sprawdzonymi w swojej firmie czynnościami i aktywnościami. Warto skorzystać z ich wiedzy, żeby świadomie nie stać się korpo. A grozić to może nie tylko kilkuset osobnym firmom.

__________________________________

*pewnie każdy szyderca, który wie coś niecoś o mojej firmie stwierdziłby, że popieram coś, co jest w całkowitej sprzeczności z tym, co sama pokazuję i wyzwałby mnie od hipokrytów.

Hipokrytą owszem jestem (tak genetycznie po masce), ale nie w tej kwestii. Wiele moich aktywności jest sezonowych, więc bardzo łatwo dzielę w ciągu roku na zajmowanie się nimi.