Gdyby w dzieciństwie ktoś mi powiedział, że będę za pan brat nie tylko z kamerą, ale i całą widownią, schowałabym się pod fotel.

W szkole podstawowej byłam tak nieśmiała, że nierzadko nie byłam w stanie odpowiedzieć, kiedy nauczycielka czytała listę obecności.
Dziś nie interesuje mnie, ile osób siedzi na sali.
Ostatnio przełamałam się nawet w kwestii bliskich, do których, jak każdy, kto przemawia, mówi się najtrudniej.

Ja się przełamałam do tego stopnia, że na swojej imprezie urodzinowej zaśpiewałam piosenkę!
Po angielsku.
I nie było to „sto lat”.

Studiowałam komunikację, która wymagała ode mnie mówienia do ludzi – których widziałam na co dzień, może nie bliskich, ale do grona szyderców – o rzeczach, o których nie miałam pojęcia i w języku, którego nie znałam, bo po angielsku.
Nie mówiąc już o tym, że mając zawsze wszystko podetknięte pod nos, nagle wylądowałam sama w obcym kraju, gdzie kupno szynki do chleba na śniadanie stanowiło dla mnie wyzwanie życia.
Swoją pierwszą „mowę” na zaledwie kilka minut pamiętam do dziś. To było seminarium z psychologii, temat dowolny.

Mówiłam o skutkach zabawy lalkami Barbie, które w czasach mojego dzieciństwa przeżywały w Polsce renesans.
Wiadomo, że skutkiem były kompleksy i kto wie, czy modne obecnie operacje plastyczne: powiększanie czego się da, sztuczne włosy (oczywiście blond) i przesadnie wysokie obcasy nie są dalszą konsekwencja, bo wiek „ofiar” tych poprawek mi się zgadza. Opisałam, jak wyglądałaby Barbie, gdyby była żywa.
Zgodnie ze swoimi proporcjami, Barbie miałaby ponad 2m wzrostu, 40cm w talii, biust tak niebotycznie wielki, że jej kręgosłup nie byłby w stanie go utrzymać oraz zwyrodnienie nóg z powody noszenia tak wysokich obcasów.

Prezentację przeprowadziłam mając na sobie szerokie bojówki moro (które mam do dzisiaj), czarną koszulkę-bokserkę i różowe adidasy, swoje naturalnie czarne, rozpuszczone włosy.
(Wyglądałam prawie tak samo, jak na zdjęciu poniższym zdjęciu zrobionym rok temu! I to te same spodnie).
Swoją mowę zakończyłam stwierdzeniem, że „thanks God” moja Barbie była brunetką.
(Gwoli ścisłości, była to Teresa, „Barbie Teresa” bo Barbie to blondynka).

Te studia To był trening życia.

Kiedy dziś dostaję mikrofon i mam mówić o czymś, o czym mam jakiekolwiek pojęcie, zwykle potrzebuję kilkunastu sekund, żeby się przygotować.
Jeśli wystąpienia publiczne są dla Ciebie nie do przejścia mogę Ci powiedzieć jedno – trening czyni mistrza.

Moim idolem i wzorem w kwestii przemówień i wystąpień publicznych jest Demostenes, który wcale nie miał lepiej.
Ale nie, miał lepiej! Był mężczyzną.
A mężczyzn zarówni w jego czasach jak i w moich znacznie chętniej zaprasza na prelekcje i prezentacje oraz do wygłaszania przemów.