LinkedIn, a przede wszystkim przemiłe gratulacje, które otrzymałam od osób z mojej sieci kontaktów przypomniały mi o… Mojej Agencji Marketingowej POMELOGO.

POMELOGO powstało z chęci wzięcia dotacji na otwarcie firmy po tym, jak nasłuchałam się w koło, „jakie to pieniądze można wyciągnąć z dotacji” i nikt o nic nie pyta.

Sporo osób załapało się na te „darmowe” pieniądze, które nie wiązały się jeszcze wówczas z jakimikolwiek zobowiązaniami wobec instytucji, która je przydzielała.

Mój znajomy otworzył firmę, zgarnął ogromną pulę, po czym żył z nich przez rok albo dwa nie musząc robić nic.

Znajoma kupiła sobie drogi sprzęt fotograficzny i… Nie wiem, czy dalej pociągnęła firmę.

Stwierdziłam, że ja też.

Pieniądze miały być na rozwój mojej pierwszej marki – Babeczki reklamowe COOKIE WITH LOVE, które wciąż można zamówić z personalizacją w postaci własnego logo oraz, jako klient B2c – z własnymi życzeniami i dostawą w dowolne miejsce w Polsce w ramach pierwszej i jedynej w Polsce usługi Babeczkowej Poczty (wiem, że w między czasie trochę podobnych biznesów powstało, ale nie przetrwało).

Babeczki w dalszym ciągu są tak samo pyszne, bo nie planuję rezygnować z jakości.

Po dotację wybrałam się do Urzędu Pracy, ale już po pierwszej, wielkiej fali rozdawnictwa. Dowiedziałam się, że o pieniądze mogę się ubiegać tylko w przypadku biznesu zgodnego z moim wykształceniem.

Cukiernikiem nie była i nadal nie jestem (aczkolwiek podjęłam już kroki w kwestii podejścia do egzaminu państwowego na czeladnika lub mistrza). Zgodnie ze swoim wykształceniem mogłam jedynie otworzyć Agencję Marketingową świadcząca usługi z ogólnie pojętego marketingu i strategii przedsiębiorstwa.

Jako pasjonatka reklam (nie wiem, skąd mi się to wzięło), pod koniec studiów z Zarządzania, zdobyłam tytuł zawodowy Technika Organizacji Reklamy. W tej kwestii mogłam bez problemu udokumentować wykształcenie i otrzymać dotację w wysokości 17900 zł z dotowanych 19000 zł, które były maksymalną kwotą, którą mogłam uzyskać.

Otrzymałam prawie maksimum.

Był rok 2012…

Dotacja, którą otrzymałam dotyczyła zakupu niezbędnego do pracy takiego firmy sprzętu.

Kupiłam bardzo mocny komputer (w zasadzie koparkę) oraz pakiet z Photoshopem, wielki tablet graficzny, monitor dla grafików z rzeczywistymi kolorami i kolorową drukarkę laserową.

Urząd Pracy stwierdził jednak, że kolorowa drukarka laserowa jest w agencji reklamowej kompletnie zbędna i tutaj uciął mi owo 1100 zł z dotowanej kwoty, żebym kupiła czarno białą.

Dołożyłam od siebie i kupiłam kolorową.

Mamy rok 2024

Komputer jest nadal tak samo sprawny, jak był. Nie kopałam na nim bitcoinów, ale wiedząc o nich wcześniej, swobodnie mogłam to robić.

Gdybym wiedziała wcześniej, że LG stworzył monitory z rzeczywistymi kolorami w cenie zwykłych, kupiłabym właśnie taki. Albo i nie kupiłabym, bo już taki miałam.

Tabletu graficznego przez chwilę używała jedna z moich praktykantek. Do teraz jest w oryginalnym kartonie.

Firma Adobe zrezygnowała ze sprzedaży oprogramowania na płytach z kluczem. Obecnie jej programy można kupić jedynie w abonamencie (przynajmniej tak mi wiadomo). Załapałam się więc na legalnego Photoshopa, którego w ramach abonamentu nigdy bym nie wykupiła.

Kolorowa drukarka jest jednym z moich najlepszych firmowych zakupów, jakie zrobiłam.

Na początku, w ramach Agencji Marketingowej drukowałam na niej projekty wizytówek i ulotek przed ostatecznym wysłaniem projektu do drukarni. Była idealna do tego, żeby na żywo zobaczyć, jak wygląda wykonany przeze mnie projekt i co powinnam w nim poprawić, żeby bez stresu zamówić go w większej ilości sztuk i wydając nań większe pieniądze.

Później drukowałam na niej kupony zniżkowe na swoją usługę osobistej stylistki (Dżoolka – Osobista Stylistka | blog ze stylizacjami), kiedy wraz z pomocą psycholożki i coachki – Barbary Kotuli przełamałam się w kwestii świadczenia usługi stylistki również kobietom, bo do 2013 albo 2014 ubierałam tylko mężczyzn!

Drukowałam wszelkie materiały reklamowe na potrzeby imprez SWAP Wrocław – wymiana ubrań, później kolejne kupony zniżkowe – np. dla Babeczkowej Poczty COOKIE WITH LOVE oraz do swoich e-sklepów.

Najbardziej jednak drukarka przydała mi się do druku bilecików dołączanych do babeczek z Babeczkowej Poczty COOKIE WITH LOVE. Zamówiona przez klienta babeczka była zawsze świeżo pieczona, a wysłane przez niego życzenia, drukowane w bileciku i nadawane w placówce pocztowej przy ul. Jedności Narodowej we Wrocławiu, do której zawsze chodziłam z wielką przyjemnością.

Babeczki COOKIE WITH LOVE przygotowane do wysyłki

Kiedy miałam ze sobą więcej paczek, ponieważ akurat był na nie sezon – Dzień Babci i Dziadka, Dzień Kobiet, czy Dzień Matki – byłam zapraszana do okienka bez kolejki albo brana na zaplecze, gdzie wraz z panią z Poczty Polskiej mogłyśmy szybko przygotować paczki do drogi. Zwłaszcza, że zawsze śpieszyło mi się bardzo, żeby paczkę/paczki nadać przed godziną 15:00, co dawało 99% szans na to, że dotrze do adresata już kolejnego dnia.

Dziś drukarka służy mi do drukowania cenówek (metek z cenami) do mojego sklepu iNdependy – created for #girlboss i w dalszym ciągu do drukowania kuponów zniżkowych na moje produkty i usługi.

Centówka i jednocześnie „opakowanie” dla kolczyków z iNdependy

A co z firmą?

Wróćmy jeszcze raz do roku 2012…

We wniosku o dotację musiałam zawrzeć kwartalny plan rozwoju swojej firmy. Miałam też napisać, kto będzie moim klientem.

Ponieważ nie byłam jedyną osobą ubiegającą się o dotację z Urzędu Pracy, wpisałam tam, że będę oferować szkolenia dla Urzędu Pracy dedykowane osobom, które starają się o dotację z tejże instytucji. Wiedziałam, że Urząd Pracy faktycznie organizuje takie szkolenia.

Mój wniosek został zatwierdzony i pozytywnie rozpatrzony, a na moje konto wpłynęły pieniądze. Założyłam Agencję Marketingową POMELOGO z bardzo szeroką ofertą ogólnie pojętego marketingu, która miała świadczyć usługi outsourcingowe dla większych podmiotów.

Skoro miałam już sprzęt i kwalifikacje, postanowiłam faktycznie pójść w tym kierunku.

Zresztą nawet musiałam.

Poza tworzeniem logotypów, projektowaniem wizytówek i ulotek oraz tworzeniem stron www, a później również e-sklepów, poza proponowaniem strategii marketingowych i reklamowych chciałam udzielać konsultacji i szkolić małe firmy, żeby samodzielnie mogły ogarnąć sobie temat marketingu i reklamy na początku swojej działalności nie musząc zlecać tego na zewnątrz, a co za tym idzie, zminimalizować początkowe koszty.

Akurat skończyłam Technikum Organizacji Reklamy, więc osoby do współpracy przy projektach graficznych i reklamach miałam w zasięgu ręki.

Naszym pierwszym zleceniem było stworzenie logotypu dla Akademickich Mistrzostw Świata w Kolarstwie, które… Miało być do portfolio!

Jak zdobywa się tak zacne zlecenia?

Oczywiście po znajomości!

Prezes AZS-u z czasów mojego członkostwa w nim (i zawodnictwa jako reprezentantki Politechniki Wrocławskiej w Narciarstwie Alpejskim i MTB), Grzegorz Miedziński, opublikował na Facebooku post, w którym napisał, że szuka kogoś, kto stworzy logotyp na potrzeby wspomnianego wyżej wydarzenia sportowego. Złapałam więc za telefon i od razu do niego zadzwoniłam.

Grzegorz od razu podał mi datę spotkania organizacyjnego, które odbyło się w Warszawie, a po powrocie z którego zebrałam ekipę Techników Organizacji Reklamy – Tomasza Janczy i Leszka Boczka i usiadłam z nimi do pracy.

Logo Akademickich Mistrzostw Świata w Kolarstwie Jelenia Góra 2014 wykonane wg. wytycznych FISU.
Wyjaśnienie sensu owocu pomelo w logu POMELOGO

W między czasie pojechałam z Grzegorzem na Targi Rowerowe do Fridrichshafen na poszukiwanie sponsorów AMP w Kolarstwie, gdzie robiłam za gadacza-tłumacza.

Był to wyjazd niesamowicie owocny w doświadczenie odnośnie poszukiwania sponsorów ogromnego wydarzenia, ale jednocześnie absolutnie bezwartościowy w kwestii warunku dotyczącego otrzymanej przeze mnie dotacji…

WARUNEK, a nawet dwa warunki

Podczas gdy moi znajomi dostawali dotacje bez żadnych zobowiązań albo jedynym z0bowiązaniem było utrzymanie firmy przez rok, co w praktyce sprowadzało się do płacenia małego ZUS-u z otrzymanej dotacji, a później heja na Bahamy, o tyle ja trafiłam już na bardziej restrykcyjne warunki.

Żeby nie musieć oddawać pieniędzy, musiałam utrzymać firmę przez okrągły rok i każdego miesiąca wystawić przynajmniej jedną fakturę na całkiem dowolną kwotę.

Drugim warunkiem było znalezienie dwóch żyrantów, którzy zaświadczyli, że w razie gdyby podwinęła mi się noga, oddadzą za mnie dotację.

Po długich rozmowach i prośbach moimi żyrantami zostali mama i brat.

Szkolenia dla osób ubiegających się o dotację z Urzędu Pracy

Od razu po zarejestrowaniu firmy wybrałam się do Urzędu Pracy do działu szkoleń, żeby zapytać, co mam zrobić, żeby móc prowadzić szkolenia dla bezrobotnych chcących otworzyć własną działalność.

Zgodnie z treścią swojej deklaracji dotyczącej pozyskania dotacji, Urząd Pracy miał być moim pierwszym klientem na szkolenia z marketingu.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że NIC Z TEGO!

Najpierw odsyłano mnie od jednej placówki Urzędu Pracy do drugiej, żeby ostatecznie poinformować mnie w mocno nieprecyzyjny sposób, że do tego potrzebne są jakieś dodatkowe, kosmiczne kwalifikacje trenerskie. Kierunkowe studia wyższe nie tyle nie wystarczą, co nie są nawet wysmagane. Wymagany jest za to jakiś papier profesjonalnego ”szkoleniowca”, ale jak i gdzie je zdobyć – nie było mi dane się dowiedzieć.

Robiłam więc wszystko, żeby zdobyć klientów, (a nocami piekłam babeczki COOKIE WITH LOVE, żeby zawsze były jak najświeższe, kiedy wyruszały do obdarowanej nimi osoby).

Byłam w stałym kontakcie z kierownikiem Urzędu Pracy we Wrocławiu, przedkładając mu cały czas efekty swoich wysiłków: udziały w spotkaniach networkingowych, promowa gdzie się da, składanie ofert gdzie się da… A on tylko przytakiwał, zapewniając mnie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, żebym działała dalej.

Wiedział, że do tego czasu nie wystawiłam jeszcze ani jednej faktury na usługi marketingowe…

Babeczki z Babeczkowej Poczty COOKIE WITH LOVE

Mijały miesiące, a ja nadal nie miałam żadnej faktury.

Co prawda udało mi się spotkać z jedną klientką, zainteresowaną zmianą w kawiarni dedykowanej rodzicom z dziećmi, na które to spotkanie wzięłam przyjaciółkę ze studiów z Zarządzania – geniuszem jeśli chodzi o strategię.

Przybyłyśmy do kawiarni, trzeźwym okiem zobaczyłyśmy co i jak i napisałyśmy raport z propozycjami zmian, które, wiedziałyśmy, że zaowocują w jej lokalu tym, co chciała osiągnąć.

Pani nie chciała jednak zapłacić za zlecenie, (którego ostatecznie również nie dostała do ręki) wyzywając nas od „gówniar, które próbują wyłudzić od niej kasę”.

Po tym wyzwisku przez długi czas miałam ogromne obawy co do spotkań z klientami w kwestii ofert i skoncentrowałam się na kontaktach online i na bezskutecznym odpowiadaniu na ogłoszenia zamieszczane przez osoby, szukające „kogoś, kto tanio wykona im projekt ulotki lub wizytówki”.

Jak już wcześniej wspomniałam, początkowo miałam wielkie ambicje założyć Agencję Marketingową razem z ludźmi, wraz z którymi zdobywałam tytuł Technika Organizacji Reklamy. Ucząc się wspólnie przez dwa lata doskonale znałam ich umiejętności i kompetencje. Część z nich poszła jednak swoją drogą, bo musiała zacząć zarabiać pieniądze, co jest oczywiste i niewiele z tego wyszło. Ostatnim, który miał czas na wspólne budowanie portfolio był genialny grafik -Tomasz Janczy z którym, po ogromnej kłótni zakończyliśmy współpracę. W wyniku tego musiałam sama opanować program do grafiki wektorowej.

Do tej pory korzystałam tylko z Photoshopa, który nie nadawał się do projektowania logotypów, bo służy przede wszystkim do obróbki zdjęć i tworzenia grafiki rastowej.

Dzięki nabyciu przeze mnie tej nowej umiejętności, byłam w stanie samodzielnie wektorować swoje projekty logotypów.

Dzięki mojej nowej umiejętności powstały logotypy dla musów owocowych Dżemster – the most HIPSTER dżem ever, mojego sklepu z odzieżą damską i dodatkami iNdependy – created for #girlboss, Dolnośląski Grzaniec (bezalkoholowy), House Cuties – e-sklepu z elementami wystroju wnętrz oraz kilka innych, dla marek, które mam w planie kiedyś stworzyć.

Wszystkie logotypy trafiły do mojego portfolio, bo przecież w kwestii marketingu, a zwłaszcza reklamy nie ma nic ważniejszego niż portfolio!

Nie mogłam się bardziej mylić.

Mało kto w ogóle pyta o portfolio, a jeśli ktoś już to robi, zwykle i tak nie zostaje klientem, bo dla niego liczy się gadanie handlowca, który albo jest w stanie, albo nie jest przekonać go do współpracy.

Portfolio to sprawa drugorzędna.

Znajomość programu do grafiki wektorowej przełożyła się niesamowicie na komfort pracy przy tworzeniu wszelkiego rodzaju materiałów reklamowych i promocyjnych zarówno tych do druku jak i do wykorzystania w przestrzeni wirtualnej.

Raz trafił do mnie klient, który potrzebował ulotkę ofertową swojej kamery przemysłowej do monitoringu obszarów przed halami, magazynami itd. Oferowana przez niego kamera znacznie wyróżniała się jakością od konkurencji. Jak na tamte czasy miała tak dobrą jakość, że dawała szansę na odczytanie tablic rejestracyjnych samochodu zaparkowanego przed obiektem… Co pokazywały przesłane przez niego zrzuty z oferowanego monitoringu…

To było ciężkie zlecenie i zniosłam nad nim jajo, bo jak zrobić ładną ulotkę, mają do dyspozycji dwa, piekielnie brzydkie zdjęcia słabej jakości?

Klient nie pomógł mi również przyznając, że jestem kolejną osobą, do której się zgłasza z tym zleceniem, bo do tej pory nikt nie podołał. Ulotki, które otrzymał od poprzedników nie nadawały się do tego, żeby pokazać im jego klientom.

Zaprojektowanie tej ulotki zajęło mi tydzień czasu.

Feedback był niesamowicie pozytywny, a klient odszedł zadowolony, zapłaciwszy mi za zlecenie.

A było to jedyne zlecenie, na które przez rok prowadzenia firmy udało mi się wystawić fakturę na usługi Agencji Marketingowej.

Będąc w stałym kontakcie i korespondując z kierownikiem Urzędu Pracy, któremu tłumaczyłam (dosłownie w tej sposób), że nie jestem salonem fryzjerskim, gdzie wystarczyłoby napisać na oknie „strzyżenie, modelowanie i farbowanie – 15 zł”, żeby zachęcić klientów do skorzystania z oferty, a tym samym wystawić im rachunek, a Agencją Marketingową działającą na rynku B2B, gdzie o klienta muszę zabiegać, walczyć, szukać go i zanim gonić, wciąż byłam zapewniana, że wszystko jest ok, mimo to po roku od otrzymania dotacji, dostałam pismo nakazujące mi zwrot kwoty oprocentowany na 13%.

Dlaczego nie wysłał mi go po miesiącu od otwarcia przez mnie firmy, kiedy już nie spełniłam warunku?

Jak ktoś mi to później trafnie wyjaśnił – bo nigdzie nie znalazłby lokaty na 13%.

Do zwrotu miałam ponad 20 tysięcy złotych.

Moi obaj żyranci otrzymali listy z tą informacją. Mama przechwyciła ten adresowany do mojego brata, po czym spłaciła mój dług i wyjechała do Anglii do pracy…

Ja natomiast przekonałam się, że nie kompetencjami i doświadczeniem, a głównie znajomościami zdobywa się zlecenia na rynku B2B.

I nawet jak poznałam osoby, które mogły być potencjalnie zainteresowane moimi usługami, okazywało się, że ktoś mnie już w tym ubiegł.

2014

No to jeszcze raz: Jak się zdobywa zlecenia?

Po znajomości!

Ale i ze znajomościami trzeba uważać.

W ramach barteru za zdjęcia na mój blog ze stylizacjami zaprojektowałam logo dla Moniki Małek, która wówczas, jako studentka dziennikarstwa fotograficznego na Uniwersytecie Wrocławskim dopiero szukała dla siebie planu na swoją fotografię.

Niedługo po tym, jak przesłałam Monice gotowe logo, napisała w swoich mediach społecznościowych rozległe i obfitujące w ochy i achy podziękowania za nie dedykowane… Swojej koleżance, która zrobiła rebranding mojej propozycji.

Dwie propozycje logotypów stworzonych dla kotografii Moniki Małek

I to jej przypisana została pełnia zasług.

Monika do dziś posługuje się tym logiem.

W tym samym roku odbyły się Akademickie Mistrzostwa Świata w Kolarstwie Jelenia Góra 2014, dla których, wraz z dwoma innymi Technikami Organizacji Reklamy – Tomaszem Janczy i Leszkiem Boczkiem w 2012 roku projektowaliśmy logo.

A raczej jego zmienny element, bo szablon był narzucony przez FISU.

Miasteczko zawodów oraz meta biegu MTB przy Pałacu Paulinum w Jeleniej Górze, lipiec 2014

Zobaczenie miasteczka zawodów pełnego logo, którego była współtwórcą zadziałało bardzo pokrzepiająco oraz motywująco.

Ale… Cóż z tego?

Rok 2016

W marcu 2016 roku w Bibliotece Miejskiej we Wrocławiu odbył się wernisaż wystawy prac Moniki Małek, które w tym czasie przedrukowywała Japońska Gazeta pisząc o stworzonej przez nią Kotografii, czyli sztuki fotografowania kotów.

Nieco później kolejnej znajomej zaproponowałam bezpłatne stworzenie logo, żeby dać upust swojej kreatywności. W zamian zostałam wyzwana słowami „nie jesteś żadnym grafikiem, tylko niespełnionym artystą!” co pokazało mi, że bezpłatne usługi są nic nie warte.

Rok 2018

Poszerzyłam swoją ofertę o konsultacje i szkolenia z LinkedIn i w końcu coś ruszyło.

Pod koniec 2018 roku odezwał się do mnie klient, który zamówił szkolenie dla swojej ekipy na początek 2019 roku. Ciekawostką jest to, że chwilowo byłam wtedy bez auta, które utknęło w warsztacie na 3 miesiące i bez… Dachu nad głową, bo wyprowadziłam się akurat z Wrocławia, ale nie zdążyłam jeszcze nigdzie indziej wprowadzić.

Pożyczywszy samochód od mamy, zapakowawszy go po brzegi ludźmi z BlaBlaCar, dzięki którym do samego Poznania nie musiałam nawet uruchamiać nawigacji, pojechałam przeprowadzić swoje pierwsze szkolenie z wykorzystywania LinkedIn do osiągania określonych celów.

Po szkoleniu wystawiłam klientowi fakturę, z której na moje konto wpłynęło… 10% kwoty.

Nie umawialiśmy się na płatność w ratach, a to znacznie zmienia postać rzeczy.

Przez kolejne miesiące wykonałam nie-wiem-nawet-ile-telefonów, żeby wyegzekwować płatności kolejnych rat.

Ostatecznie szkolenie za 2500 zł, które zrealizowałam na samym początku 2019 roku klient skończył spłacać w roku 2021.

Rok 2019

Moje logotypy zbierają pozytywne opinie, ale mimo że wciąż lądują w portfolio POMELOGO, bo tworzę je tylko na potrzeby marek własnych.

Po tym, jak stworzyłam fantastycznego, bezalkoholowego grzańca z jabłek i postanowiłam wprowadzić go na rynek, zaparzyłam sobie herbatę w dużym kubku i nastawiłam minutnik na 8 minut – żeby herbata się zaparzyła i od razu przestygła na tyle, żebym mogła ją pić.

W moim ówczesnym mieszkaniu było na tyle zimno, że 8 minut było optymalne.

Zasiadłam do komputera, odpaliłam program graficzny i zanim zadzwonił minutnik, miałam gotowy branding dla Dolnośląski Grzaniec (bezalkoholowy).

Niedługo później w podobnie szybkim czasie powstało logo e-sklepu House Cuties – design your space.

Rok 2021

Po tej sytuacji wzięłam pod uwagę możliwość płatności w ratach, ale miałam to określone w pakietach ofert i doliczałam nieco wyższą kwotę.

Kiedy przez pandemię większość sklepów musiała się czasowo obligatoryjnie zamknąć, zaczęłam promować swoją ofertę tworzenia e-sklepów, ponieważ sklepy internetowe były sposobem na lokalne oraz pandemiczne ograniczenia.

Udało mi się pozyskać klientkę na stworzenie e-sklepu pod klucz. W ramach umowy miałam stworzyć i „zatowarować” cały sklep, a ją następnie tylko przeszkolić z obsługi jego silnika.

I tyle.

Mając jednak okazję dać upust swojej kreatywności i ambicji, dla zamówionego przez klientkę sklepu postanowiłam stworzyć całą markę. Zwłaszcza, że jej fizyczny sklep, mieszczący się w jakiejś hali kupców nie miał nawet jako takiej nazwy.

Bez dodatkowych opłat wymyśliłam krótką i chwytliwą nazwę z wolną domeną i zaprojektowałam logo.

Klientka była zachwycona.

Ponieważ koszt takiego e-sklepu wynosił u mnie 6 tys. złotych, klientka wybrała opcję płatności w ratach. Wiedziałam więc, kiedy mogę się spodziewać poszczególnych wpłat i kiedy nastąpi zakończenie płacenia za moją usługę.

Ponieważ była już druga połowa roku, chciałam zdążyć ze wszystkim przed świętami, żeby móc pomóc klientce w przedświątecznej promocji. Sama dołożyłam sobie roboty podrasowując i obrabiając każde z podesłanych przez nią zdjęć produktów.

Chciałam, żeby było idealnie.

Klientka wpłaciła pierwszą ratę w dwóch ratach po około 350 zł i na tym się skończyło.

Kiedy się upominałam, zawsze bardzo mnie przepraszała tłumacząc się trudną sytuacją, albo zwiększonymi wydatkami na komunię syna, albo jeszcze czymś innym.

Wyłączyłam więc gotowy już sklep i postanowiłam zapomnieć o sprawie.

Rok 2022

Pół roku później, w maju 2022 roku przypadkiem trafiłam na kopię stworzonego przeze mnie e-sklepu postawionego na domenie z wymyśloną przeze mnie nazwą, (tylko z zarejestrowaną jako com.pl, ponieważ .pl było wciąż zajmowane przeze mnie) i kopią stworzonego przeze mnie logotypu.

Mój prawnik dość szybko poradził sobie z tą sprawą, bo kradzież własności intelektualnej była tu oczywista, jednocześnie pokazując mi, że nie mogę ufać w sprawiedliwość sądów.

Ponieważ sprawa dotyczyła zlecenia wirtualnego, udało się prowadzić ją tu na miejscu, we Wrocławiu, a nie w miejscu zamieszkania oskarżonej, czyli na Podkarpaciu.

O ile prawnik zadziałał szybko i sprawnie, o tyle komornik działa dość opieszale, ale działa i co jakiś czas, mniej bądź bardziej regularnie, na moje konto wpływają zdobyte przez niego należności. Okazało się bowiem, że dłużniczka, która dalej działa, prowadzi sklep, a nawet zatrudnia pracowników i pokazuje się w social mediach, korzystając z wymyślonej przeze mnie nazwy dla swojej firmy, ma masę długów wobec wielu innych podmiotów, w tym również wobec ZUS-u i Urzędu Skarbowego.

W połowie roku udało mi się zdobyć kolejne zlecenie na rebranding dla pewnej fundacji. W ramach tego zlecenia miałam stworzyć logo, dość rozbudowaną stronę internetową oraz strategię wizerunkową.

Zlecenie było również pozyskane „po znajomości”.

Zostałam zaproszona na spotkanie zarządu innej fundacji, którą prowadził mój znajomy. Tam poznałam prezeskę fundacji, która miała potrzebę, której mogłam fachowo sprostać.

Umowę stworzyłam samodzielnie i wyszła z niej prawdziwa umowa-kombajn.

Ponieważ samo przekazanie koncepcji logotypu jest już narażone na kradzież własności intelektualnej, a jeśli nie wprost, to może stanowić dostateczną inspirację do stworzenia czegoś swojego, ta część prac wymagała przedpłaty.

Klientka zapłaciła więc 1/3 kwoty z umowy, a ja przekazałam jej 8 koncepcji projektów logo, mimo że w umowie było ich tylko 6.

I zaczęło się…

Logo było nie takie, nie przedyskutowane z nią wcześniej, mimo że spędziłyśmy kilkadziesiąt minut na rozmowie o tym, czym zajmuje się fundacja, żebym mogła poznać ją i zrozumieć jej pracę na tyle dobrze, by zamknąć zakres jej działań w małym znaku graficznym.

Dodatkową trudnością była nazwa, kompletnie nie związana z zakresem działań fundacji, ale nawiązująca do hobby i zamiłowania prezeski i założycielki. I to też, mimo że kompletnie nie związane z niczym, musiało być ujęte w logotypie.

Starałam się jak mogłam i ostatecznie byłam jak mało kiedy zadowolona ze sworzniowych przez siebie projektów, które zweryfikowałam jeszcze z osobami trzecimi, upewniając się, że koncepty logo dobrze komunikują działania fundacji.

Dowiedziałam się, że „wszystkie tego typu fundacje” mają podobne elementy w logo, o czym nie wiedziałam, a co tylko utwierdziło mnie w słuszności swoich projektów.

Zostałam poproszona o narysowanie kolejnego – dziewiątego projektu, a na koniec otrzymałam informacje, że „Kasia moja narysowała to lepiej”.

Cała sprawa kosztowała mnie mnóstwo czasu i nerwów. Ponieważ prezeska fundacji bardzo ociągała się z początkowym feedbackiem dotyczącym logo, przekroczony został termin zakończenia wszystkich prac, w tym również na stworzenie strony www.

Prawnik, po przejrzeniu umowy stwierdził, że nie daje mi gwarancji wygranej, bo umowa nie jest stworzona w pełni poprawnie, jako że tworzyłam ją samodzielnie i wszystko będzie tutaj zależało od tego, co zdecyduje sąd.

Ponadto istniało ryzyko, że sprawa będzie prowadzona w miejscu rejestracji fundacji, mimo że jako miejsce rozstrzygania sporów ujęłam w umowie Sąd Rejonowy we Wrocławiu.

W wakacje, tak na szybko i niemalże na kolanie zaprojektowałam jeszcze wizytówkę dla znajomej psycholożki, która to wizytówka natychmiast trafiła do druku i poszła w obieg.

Rok iNdependy

Na początku 2023 roku otrzymałam zlecenie na szkolenie z LinkedIn, ale czy szkolenia z LinkedIn tak naprawdę są jeszcze częścią POMELOGO..?

Ten rok stał jednak pod znakiem iNdependy – created for #girlboss, mojej marki odzieżowej, którą stworzyłam w 2014 i wciąż z sukcesem rozwijam, chociaż nie zawsze idzie to tak, jakbym sobie tego życzyła i wyobrażała.

Zarówno umiejętności obsługi programu do grafiki wektorowej, projektowania graficznego jak i w ogromnym stopniu również drukarka przydały mi się do zaprojektowania billboardu dla marki iNdependy oraz stworzenia banera reklamowego na potykacz, który postawiłam przed sklepem.

Na własne potrzeby zaprojektowałam również ulotki iNdependy z sukniami ślubnymi, które nie zdążyły ruszyć w podróż do drukarni, a które znajomy listonosz miał roznieść w adekwatnych do nich miejscach oraz swoje ulotki – ulotki osobistej stylistki (Dżoolka – Osobista Stylistka | blog ze stylizacjami), które majaczą smutno na pulpicie w sklepie w te ostatnie dni jego działalności w Dzierżoniowie w lokalu znajdującym się w Rynku pod numerem 34.

Niedokończony projekt ulotki iNdependy, dwie strony.
Projekt ulotki osobistej stylistki, dwie strony.

Przypomniała mi się jeszcze jedno zlecenie, zlecenie „pandemiczne”, kiedy ludzie przedsiębiorczy siedzieli zamknięci w domach i myśleli, co mają ze sobą zrobić.

Wówczas po raz kolejny przekonałam się, że zlecenia po znajomości są jednymi z pewniejszych. Moim klientem był znajomy, który chciał stronę www w dokładnie takim stylu, w jakim ja miałam swoją.

To była krótka piłka. Realizacja zlecenia zajęła mi chwilę i kosztowało wprost proporcjonalnie do wykonanej pracy.

Wróćmy do teraźniejszości…

…w której LinkedIn przypomniał mi, że Agencja Marketingowa POMELOGO majaczy jeszcze gdzieś w przestrzeni Internetu, a wszystko, co wpada do mojego worka zleceń jest na siłę wciągane w jej portfolio.

W taki sposób trafiły tam organizowane dla zlecenie różnych podmiotów imprezy z cyklu SWAP Wrocław – wymiana ubrań, które służyły jako forma promocji jakiegoś miejsca dedykowanego przede wszystkim, aczkolwiek nie tylko kobietom (np. kawiarni lub przestrzeni do spędzania wolnego czasu) albo jako dodatkowa atrakcja dla danego miejsca.

Do portfoliowego worka POMELOGO wpadło trochę zamówień na Babeczki reklamowe COOKIE WITH LOVE, które na rynku B2B sprawdzają się świetnie jako babeczki reklamowe. Do gotowego produktu – pysznych, czekoladowych babeczek dołączam bileciki z logo klienta, np. salonu beauty, sklepu z bielizną, czy logo salonu samochodowego i albo wysyłam je wszystkie do klienta, albo bezpośrednio do klientów mojego klienta z życzeniami od niego.

Babeczki Reklamowe COOKIE WITH LOVE zamówione dla klientem sklepi z okazji Dnia Kobiet

W grudniu dostałam również zamówienie na kosze prezentowe zmienione chwilę później na samą zawartość do paczek prezentowych dla kontrahentów. Bez koszy, a sama zawartość bez koszy nie kwalifikowała się już jako zamówienie pod POMELOGO.

Kosz prezentowy z samymi dobrymi rzeczami 🙂

Nie wiem, dlaczego LinkedIn obudził się z tą informacją właśnie teraz, kiedy jestem u schyłku zamknięcia swojego fizycznego (nie lubię określenia „stacjonarnego”) sklepu z odzieżą damską i dodatkami i tuż przed okresem, w którym jeszcze nie wiem, czym się zajmę poza planowanym odpoczynkiem, urlopem i regeneracją sił przede wszystkich mentalnych po ostatnich frustrujących tygodniach siedzenia w pustym i cichym sklepie, do którego w najlepszym dniu zajrzały ze 3 osoby.

POMELOGO swoje oficjalne urodziny świętowało 10 grudnia, dokładnie w dniu otwarcia przeze mnie firmy. Po pierwszym roku działalności miałam nawet w planie zrobić tort z motywem znajdującego się w logo przekrojonego owocu pomelo.

Ale jakoś tak wszystko się rozpłynęło… Zapewne dlatego, że otwierając firmę traci się sporą część znajomych, co jest normalną koleją losu przedsiębiorców.

Ale jakoś tak wszystko się rozpłynęło… Zapewne dlatego, że otwierając firmę traci się sporą część znajomych, co jest normalną koleją losu przedsiębiorców.

Przez kolejne kilka lat pamiętałam jeszcze o urodzinach firmy i samego POMELOGO, ale z czasem ten dzień stał się już zwyczajnym dniem, aż całkiem zapomniałam, że każda okazja jest dobra, żeby świętować, bo życie składa się z chwil, które warto uczynić ważnymi.

Czasem przypomina mi się tylko lipiec 2014, kiedy miała miejsce inauguracja tylko chwilę żyjącego logotypu Akademickich Mistrzostw Świata, pierwszego i jedynego tak poważnego zlecenia dla POMELOGO.

Bezpośrednio z ramienia POMELOGO, to jest ze strony www, czy któregokolwiek z jego social mediów nie miałam żadnych zleceń, żadnego telefonu, czy maila.

Zresztą facebookowy fanpage przestał istnieć w połowie 2022, kiedy Meta postanowiła zlikwidować moje prywatne konto, na linkedinowy fanpage POMELOGO – Fresh Marketing Ideas boję się nawet zaglądnąć, żeby nie wpaść tam w jakąś pajęczynę, a instagramowy profil istnieje od niecałego roku i… Jest bo jest.

Strona www jest od końca zeszłego roku tymczasowo zdjęta po atakach hackerskich na moją przestrzeń na serwerze. Do tej pory nie miałam czasu, żeby się nią zająć, co też pokazuje, jak „bardzo” jest mi potrzebna.

Nie mniej jednak wszystkim Państwu serdecznie dziękuję za przesłane gratulacje. Dzięki znów zasiadłam do pisania i rozgrzałam zastygłe w tej kwestii i palce i zwoje. Może na wspomnianym urlopie-odpoczynku zajmę się właśnie swoją wielką pasją, którą rozwijam od bardzo wczesnej podstawówki, a jest nią właśnie pisanie.

Dołącz do mojej sieci kontaktów – wyślij mi zaproszenie na LinkedIn!