Widząc główną role obsadzoną przez Reese Witherspoon, która zaistniała jako „Legalna blondynka” już na zawsze nią zostając spodziewałam się naprawdę dobrej rozrywki.

Film mocno mnie rozczarował.

Wszyscy moi mężczyźni to nic innego jak współczesna interpretacja Królewny Śnieżki, której akcja toczy się oczywiście w Ameryce. Tytuł oryginału brzmi „Home Again”, ale moim zdaniem polski tytuł jest znacznie trafniejszy. Nasi południowo-zachodni sąsiedzi, Czesi poszli o krok dalej układając jeszcze lepsze tłumaczenie dla owej Śnieżki tytuł: ”Który jest tym właściwym?”.

Bohaterka filmu ma na koncie męża i dwójkę oczywiście ślicznych dzieci. Sama też, jak na swoje 40 lat jest bardzo ładna i nietrudno sążnie się pomylić odejmując jej od wieku nawet do 10 lat. W filmie ma się rozumieć.

Wszyscy moi mężczyźni” to niewątpliwie „film Oskarowy”… Bo występuje w nim statuetka Oskara oraz film (tak, mamy tu przykład kompozycji szkatułkowej), który dostał Oskara.

Mam wrażenie, że jest to dość nieudolna próba Hallie Meyers-Shyer zaspokojenia potrzeby realizacji samej siebie w poważniejszej roli, która to Hallie jest autorką scenariusza i reżyserką owego filmu. „Home Again”, „Wszyscy moi mężczyźni” bądź, jak kto woli ”Który jest tym właściwym?” był jej pierwszą i mam nadzieję ostatnią próba ekranizacji pomysłów.

Film nadaje się do tego, by puścić go w tle podczas zmywania naczyń i sprzątania kuchni. Aczkolwiek myślę, że mimo wszystko lepszy byłby w tym przypadku jakiś podcast do słuchania.

Cytując nie-wiem-w-sumie-kogo, ale wiem, że z kultowego, polskiego filmu „Rejs”, (który swoją drogą da się oglądać też tylko dzięki kilku poszczególnym szczególnym scenom, tym, które właśnie czynią go kultowym), podsumuję krótko: i aż się chce wyjść z kina, proszę pana! – co autentycznie już w połowie filmu rozważałam.

Słowem – nie polecam.